Gość mnie zdenerwował swoją jazdą, jechał przedemną i kombinował jak tu wyprzedzić kolumne samochodów i znalazł wg niego dobry moment i zaczął.... mało co wypadku nie spowodował bo zza zakrętu coś wyjechało i cała kolumna musiała chamować bo ważny pan w Mecru musiał się zmieścić żeby nie spotkać się czołowo z nadjeżdżającym samochodem. Drażnią mnie tacy ludzie co ryzykują zdrowie/życie nic niewinnych użytkowników drogi. Znałem dobrze drogę i wiedziałem że za chwilę będe mógł go spokojnie dogonić, tak też się stało... i siedziałem mu na ogonie żeby podpuścić pajaca na ściganie... za moment były światła a droga była już dwupasmowa rozdzielona pasem zieleni i gość chyba specjalnie zjechał na środkowy pas żeby dać mi lewy skrajny. Podjechałem kultularnie na światełka, oczywiście dalej od niego stałem żeby widzieć dobrze jak się zmieniają i jak się zapaliło to się zaczęło...
jedynka: problemy z poślizgiem (było mokro a mam coś z czujnikiem G200 przez co czasami ASR się wyłącza)
dwójka: opanowałem poślizg i już sobie przyspieszam, zaczynam lamusowi uciekać
trójka: i tak do 100km/h już był za mną ładnych pare metrów - dalej się nie rozpędzałem bo pogoda była kiepska - oczywiście Merc po chwili mnie łyknął... ale i tak zwycięstwo było wiadomo po czyjej stronie
Ta E270 jak później sprawdziłem w domu ma jakieś 180KM - czyli masa jednak robi swoje...
Piona!
Chmoora