Przytrafiła mi się dziś nietypowa (jak sądzę) sytuacja.
Ale, nie uprzedzajmy faktów... Od jakiegoś czasu zaczęły mnie zastanawiać dziwne luzy na skrzyni biegów. Zastanawiałem się, czy coś się nie z nią psuje, ale ponieważ samochód chodził idealnie, a tylko drążek trochę "latał", zrzuciłem to na karb mojego przewrażliwienia na punkcie TT-ki.
Dziś jechałem na trasie Poznań-Wrocław. W drodze powrotnej dałem auto do prowadzenia ojcu. W pewnym momencie samochód przestał reagować na gaz - i co ojciec mi spokojnie powiedział? Drążek zmiany biegów chyba się urwał! Jak, cholera - pytam - zjedź na pobocze! Sprawdzam - drążek faktycznie wisi na gumie. Próbuję, kombinuję wkręcić, ale nic nie wychodzi. Z bólem serca rozcinam oryginalną gumkę (nie miałem odpowiedniej gwiazdki). Oczywiście okazało się, że drążek po prostu oderwał się w punktach spawania. Na oko, brakuje też jednej śruby stabilizacyjnej, ale na dobrą sprawę nie wiem, czy powinna się tam znajdować, nie znam się na mechanice (może ktoś tutaj doradzi?).
Ojciec, który przejeździł kilkaset tysięcy kilometrów różnymi samochodami mówi, że coś takiego mu się dotąd nie przydarzyło (i nie dziwię się, bo nie mam znajomych, którym na codzień pękałyby drążki zmiany biegów...).
EPILOG: Dojechaliśmy na miejsce, ponieważ udało mi się palcami wrzucić "trójkę" - spod Rawicza do Poznania, 50 km/h, bez zmiany biegów i ruszaniu z trzeciego biegu - nie polecam
MORAŁ: Tego samego dnia, jadąc do Wrocławia sprawdzałem samochód - na fajnym odcinku pojechałem 210 km/h, bo na więcej nie starczyło miejsca. Gdyby opisywany problem wystąpił wtedy, prawdopodobnie nie pisałbym teraz tego posta. Nikogo przed niczym nie powstrzymam (siebie też nie), ale weźcie proszę, takie sytuacje pod uwagę. To jak ze złapaniem gumy w pełnym pędzie. Można się rozbić, albo spowodować ciążę
PS: Na tejże trasie (Poznań-Wrocław, chyba w okolicach Leszna) ktoś w czarnej TT zamrugał mi światłami. Nie wiem, czy zdążyłem zauważalnie odpowiedzieć, ale jakby co, to dziękuję i pozdrawiam.