Mało przyjemny temat na pierwszy post, ale sytuacja nie daje mi spokoju. Jadąc dziś już jakieś 20km czyli samochód rozgrzany, akurat w korku więc bez gazowania nagle zaczeły mi falować wolne obroty a w lusterku zobaczyłem chmurę dymu z wydechu (naprawdę konkretną) natychmiast zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik.
Sprawdziłem olej (był ok), nic pod maską nie zwróciło mojej uwagi więc nieśmiało odpaliłem, samochód już nie dymił a obroty nie falowały.
Dojechałem spokojnie do domu 30km wszystko wyglądało normalnie, jak byłem już blisko dałem po garach samochód ciągnie jak powinien i nie dymi.

I co teraz? W pierwszej chwili pomyślałem że turbina puściła olej i nadal ją podejrzewam ale czy odrazu rzucać się na naprawę czy jeżdzić dalej aż się coś zupełnie wysypie, czy mogło to być chwilowe niedomaganie, czy jednak coś się już kończy i natychmiast trzeba robić?

Jak sądzicie?

Pozdrawiam