Panowie, lekko mi ręce opadły

Po wczorajszych ekscesach z dystansami przykręciłem dzisiaj koła bez nich. Wszystko pięknie, wsiadam do auta... auto zapala i od razu gaśnie. Wiem, że mam bendix do wymiany bo słychać go podczas odpalania, ale gdyby całkowicie padł to auto by nawet nie odpaliło.

Benzyna w baku na pewno jest, zresztą wczoraj normalnie odpaliłem i jeździłem , a dzisiaj takie coś

Co to może być , próbowałem kilka razy i za każdym razem to samo, odpali i za 1 sekundę zgaśnie... przy odpalaniu gaz w podłogę, wkręci się przez tą chwilę na obroty i znowu gaśnie

Nie mam jak się podpiąć do Vag'a bo nie mam w tej chwili laptopa, dodam, że auto całą noc stało na podnośniku ale to chyba nic nie zmienia.

ehh, szczęście mi ostatnio dopisuje

PS. jakoś dziwnie mi się wydaję, że stacyjka chodzi jakoś przyciężkawo, ale to chyba już moje przewrażliwienie

Temat nieaktualny ( post do usunięcia)- odpięcie akumulatora pomogło, nie wiem o co chodzio, ale najważniejsze, że żabka fruwa do odcięcia