Miały być zdjęcia wnętrza ale….rozjechały się ustawienia w naszym leciwym Canonie 1D i nim je ogarnęliśmy, to światło zrobiło „pa, pa”. Tak więc - następnym razem

Generalnie cała rodzina uznała, że czas na spotkanie z psychiatrą. Moje spotkanie, gwoli precyzji. Pół soboty myłem, suszyłem, nakładałem QD. Dziś uznałem, że A6 też ma prawo być czysta. Myjnia znów, choć bez takiego zaangażowania. Dobra, wróciłem do domu. Przeleciałem skóry i plastiki w A6. Zrobiło mi się głupio - no, przecież nie zostawię Yody tak bez opieki i zainteresowania...Więc poszło na skóry to:



Dobra, skóra Yody schnie, skóra A6 schnie (brzmi to wszystko….dwuznacznie? A może to wiosna? ), co tu robić dalej? „Byle nie sprzątać ogródka” – ta natrętna myśl podpowiedziała rozwiązanie:



Zabrałem się za grill. Niby wszystko z nim w porządku, ale pomyślałem, że może warto odzyskać ładną czerń tego plastiku. Do pracy, poza szmatką i palcami, polecam zdecydowanie patyczki kosmetyczne, dostępne w szafce łazienkowej partnerki (dla Klubowiczek – we własnej szafce) lub – wersja dla męskich singli, nie objętych metroseksualnością – do nabycia w najbliższej drogerii typu Rossman czy coś tam. Robią robotę idealnie. Po 20-30 minutach zabawy efekt jest taki (sorry, nie zrobiłem „przed-po”):





Przyznaję, że tak mi się spodobało, że ukradłem jeszcze garść patyczków i zrobiłem to samo w A6.

Na koniec (po kolejnym odkurzeniu mikrofibrą lakieru, który pokrywa się jakimiś pyłkami kwiatowymi w oka mgnieniu) zafundowałem Yodzie to:



Czy Najdroższa akceptuje moją chorobę psychiczną? No cóż, jak wsiada do czyściutkiej Yody, to tak. Ale jak wraca do domu i widzi to….



….to odpowiedź staje się jakby mniej jednoznaczna

Dobra, ten post jest lekko bez sensu, ale pokazuje jakie emocje potrafi wzbudzić w dorosłym facecie niebanalne, ślicznie odrestaurowane auTTo. Oczywiście, Yoda jest moją ucieczką, odskocznią i pieczarą, w której chowam się przed problemami codzienności. Ale jest tak niezwykłą estetyczną i organoleptyczną rozkoszą, że wzruszam się na sam jej widok. Ostatni raz miałem podobne (choć nie aż takie) emocje wobec naszej Alfy Gtv 3.0 Busso. Najlepiej określiła to Najdroższa, zapinając wczoraj w Yodzie, przy 6,500 obrotów, trójkę: „zmarnowałam tyle lat życia nie jeżdżąc sportowymi samochodami”. Przytaczam – ku refleksji. Naprawdę szkoda czasu na jeżdżenie czymś, co nas nie podnieca.

Trochę wczoraj pojeździliśmy szukając fajnych miejsc na plener zdjęciowy dla Yody, bez specjalnego efektu. Macie jakieś sprawdzone miejscówki w Warszawie lub okolicach?