Ja osobiście nigdy bym takiego auta nie remontował. Nieważne jak bardzo wychuchane i ukochane, ale niestety taka nieszczęsna oparzelina nie da się doprowadzić do stanu wyjściowego, nawet w bardzo ogólnym przybliżeniu. Przy takich temperaturach ucierpiało nie tylko to, co się topi, ale również blacha, a raczej jej powłoki. Tego nie da się dobrze naprawić, a jazda to totalna ruletka, bo to co "jakoś przeżyło" nie musi wcale już długo pociągnąć i może nawalić w każdej chwili. Nawet niektóre części metalowe mogły ulec osłabieniu, a nie da się tego w żaden sposób ocenić.
Miałem niemiłe doświadczenie w zeszłym roku, gdy 30-tonowa wywrotka postanowiła zmienić pas dokładnie na mnie - idealnie celując w tylne koło. Aby było milej, zdarzenie miało miejsce w tunelu. Był spin, cały lewy bok poobijany, a choć dość płytko, to na gięciach blach i do tego zawieszenie obu kół ucierpiało. Auto wychuchane (4h detailingu i woskowania ledwie kilka dni wcześniej) i ulubione, ale naprawy odmówiłem, bo blachy trzeba by było ciąć i spawać, a to mi zupełnie nie pasowało. POszło w stanie nienaprawionym, a ubezpieczyciel pokrył różnicę do wyceny rzeczoznawcy. Miało to miejsce w Niemczech, ale zasady są zapewne dość podobne.

Łączę się z Tobą w żalu Chłopie - odzyskaj ile kasy się da i szukaj godnego następcy...