Jakoś nie spieszyło mi się z założeniem tematu... no dobra, czekałem na moment aż TT stanie na nowych kółkach.

Na początek przynudzenie czyli historia o zakupie. Dość miałem dyskomfortu związanego z miejskim MPK, ciągłym dostosowywaniem się do innych w przypadku wyjazdu gdzieś dalej, przesiadkami w dojedździe do pracy, brakiem możliwości powrotu skądkolwiek w godzinach nocnych itp. Długo żyłem z przeświadczeniem, że nie potrzebuję auta. Jednak zimą ubiegłego roku pewnego razu tak zmarzłem na przystanku, że klamka zapadła - czas kupić auto! I zaczęło się. Na początek szukanie możliwie najlepszego kredytu + dokładka wszystkich oszczędności. Wyglądało to dość blado toteż z rozsądku rozglądałem się za Renault Megane II oraz Fiatem Grande Punto. Trwało to, okazywało się że założony budżet do 10k na zakup samochodu to za mało na cokolwiek dobrze zachowanego. Trudno... widmo większego kredytu na zakup samochodu stawało się faktem. Wraz ze zwiększeniem pułapu do 12-14k myśli przeszły na Suzuki Swifta. W głowie od początku jednak siedziała myśl podszeptująca by pokierować się trochę sercem i popatrzeć na Audi TT. To auto podobało mi się od zawsze, od dzieciństwa! Z sentymentu przewaliłem pudła z rzeczami z dzieciństwa i odszukałem resoraka Audi TT

Kupione? Ależ skąd, chociaż decyzja była już jasna - TT i nic innego. Zaczęło się słuchanie od wszystkich dookoła, że to stare roczniki i będą się sypać, że auto jest za mocne, że za dużo pali, że za małe do mojego wzrostu, że nikogo nie przewiozę na tylnych siedzeniach, a tak w ogóle to miałem kupić coś tańszego. Wniosek? Sami zobaczcie ile argumentów za! I oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie zrobił na przekór wszystkim. Tak już mam, że im więcej słyszę opinii nie pasujących do mojej wizji to kończę dyskusję. Uciekłem zatem do internetu poczytać co o TT piszą posiadacze tego auta. Na początek zdjęcia, później opisy, niemal od razu dotarłem także i tu - do Klubu TT. Nie rejestrowałem się, czytałem. Później moim rozmówcom wysuwałem argumenty przeczytane tutaj. Nic to nie dało, ale byłem już tak zdecydowany że szczerze to co mnie to.

Telefony, telefony, telefony. Ten już sprzedany, ten zarezerwowany, a ten nie zejdzie z ceny. W końcu pierwszy wyjazd na oglądanie z poważnym zamiarem zakupienia! Kredyt załatwiony, sprzedawca blisko - jedziemy! Tutaj należy wspomnieć, że TT będzie moim pierwszym autem i niemal nic się nie znam na motoryzacji. Niemniej mam asa w rękawie, a konkretnie to teścia prowadzącego komis samochodowy - jemu nic nie umknie podczas oglądania. Ferwor szybko jednak opadł gdy okazało się, że bezwypadkowa igiełka z otomoto to tak naprawdę tuszowana bieda porządnie trafiona od przodu... i od boku i od drugiego boku też. Morale spadły, powrót do domu. Nim znalazłem drugą pasującą do moich wymagań (skórzane siedzenia, srebrny kolor, quattro) i budżetu ofertę, minęło kilka tygodni. Tym razem nie ma to tamto, jedziemy przez pół Polski więc musi być pewniak tak jak gwarantował sprzedawca! Siup do pociągu i po długich godzinach docieramy na miejsce. Dlaczego pociągiem? Ano dlatego, że ostatnim razem kierowałem samochodem 7 lat temu i lepiej żebym to nie ja kierował w drodze powrotnej po takiej przerwie. Kupione! Nie jest to ideał, ale jest bardzo dobrze (niebo a ziemia w porównaniu do poprzednio oglądanego!).

Złe dobrego początki. Po ~10 minutach jazdy stoimy... i świeżo kupione autko już nie odpala. Telefon do sprzedającego, nerwy, szabelka oleju kompletnie sucha! Następnego dnia mechanik ogłosił wyrok: pęknięta miska olejowa i w konsekwencji zatarte panewki, zatarte korbowody, przytarty wał korbowy, zatarte turbo. Nie zapomnę uczucia w tamtej chwili - nawet nie byłem zły, było mi po prostu tak cholernie przykro jak jeszcze nigdy w życiu. Dobiło mnie jeszcze bardziej gdy usłyszałem koszty naprawy. Promykiem nadziei w całym tym nieszczęściu był mechanik z głową na karku, który wszystko podliczył i podsunął mi pomysł bym sprzedał sprawne części z obecnego silnika których wszak został ogrom, a wstawił nowy dzięki czemu zredukuję koszty naprawy. Zgodziłem się, uścisnęliśmy dłoń i powrót do domu przez pół kraju... wbrew planom znowu pociągiem.

Minął tydzień gdy otrzymałem od mechanika ostatni z serii telefonów, że już gotowe. Jeszcze jedna przejażdżka pociągiem znaną mi już trasą i jesteśmy na miejscu. Słono zapłaciłem za tę naprawę i zaciągnąłem jeszcze jeden kredyt na spłatę mechanika, heh. No ale wreszcie jest! Wreszcie mam! Wreszcie jeździ! W drodze powrotnej humory już dużo lepsze, śmiałem się że 200km/h jakie cisnęliśmy na autostradzie to zasługa dwóch silników w aucie (drugi z tyłu w częściach).

I tak oto zaczęła się moja przygoda z motoryzacją. Trudne początki, ale teraz za każdym razem uśmiecham się w sobie gdy idę do auta - spełniłem swoje dziecięce marzenie! Audi TT jeździłem jeszcze w pierwszej grze komputerowej jaką miałem (Midtown Madness 2) gdy było to świeże nowe auto w świecie. Zawsze chciałem je mieć - i mam!

Koniec zanudzania, czas na konkrety:

rocznik 1999
sprowadzone ze Szwajcarii, w Polsce jeżdżone 1 sezon
Quattro 180KM
Przebieg 135tys. (nowy silnik!)
bezwypadkowe

Co zostało zrobione / dokupione:

- felgi 18" SSW + opony Dunlop Sport Maxx 205/40
- sprzęgło
- zalane wszystkie nowe płyny (olej Mobil1 5)
- radio Pioneer (z czerwonym podświetleniem coby pasowało do całości)
- naprawiony wskaźnik temperatury oleju

Plany, do zrealizowania w najbliższych miesiącach:

- naprawa ESP (wymiana czujnika)
- poprawki lakiernicze (drobne zarysowania po poprzednim właścicielu)
- wymiana pasów bezpieczeństwa (nie zwijają się)
- oklejenie dyfuzora na czarny mat bądź czarny carbon
- dokładka na lotkę
- podniesienie mocy z 180 do 200KM

Dalsze plany:

- montaż czujników parkowania (gdy parkuję wydaje mi się że już stoję na zderzaku, gdy wysiadam widzę że jeszcze zostało niemal pół metra)
- kamerka toru jazdy (bo nie widzę sygnalizacji świetlnych, heh)





Na koniec najlepsze. Przewiozłem kilka osób, które tak zawzięcie odradzały mi kupno TT i wiecie co teraz powiedzieli? NIC! No z wyjątkiem 1 osoby, która powiedziała że po tym jak się przejechała to zmienia zdanie o 180 stopni.
A jak mi się jeździ? Z pewnością nieekonomicznie. Przyspieszam gdy tylko się da i jeżdżę dość zrywnie. Cieszę się tym autem jak w dzieciństwie resorakami! To srebrny smok: pije jak smok, wyje jak smok i leci jak smok.