Cześć, mam na imię Aleks.
Do tej pory udało mi się zakończyć kilka bardziej jak i mniej udanych projektów przy udziale samochodów VAG a było ich trochę
Wracając jednak do tematu, TT'etka przewijała się w mojej głowie przez ostatnie 3 lata jednakże to właśnie klasyki jak i otoczka z nimi związana pochłaniała doszczętnię moją osobę.
Ostatnie pół roku to była jakaś masakra.
W maju jadąc moim "dupowozem" Audi A3 2001 Cerutti 1.8t grafit 150KM, wyłapałem na zakręcie zbłąkanego Daniela radośnie skaczącego ze wzniesienia wprost na fotel pasażera.
Wizualnie auto tragedia, żadna z poduch się nie otworzyła a tak jakoś wyszło, że nie miałem pasów (nadal nie wiem jak do tego doszło - zawsze zapinam!). Całe szczęście, że skrzyżowanie wcześniej znosiło znak o "Zwierzynie Leśniej" bo zostałbym bez środków a tak wszystko na koszt Naszego pięknego nadleśnictwa. Bujania się z ubezpieczalnią co nie miara. Suma sumarum auto poszło na Sale.
I nastały zmiany (rzekłbym wyjątkowo krótkie) ...
Wybór padł, nowy nabytek na początku lipca pojawił się w moim garażu. Audi A4 B5 1997 2.7 Biturbo 265KM w kolorze banana chiquity.
Tydzień, 7 dni dokładnie tyle się nim nacieszyłem. Naszą relację i bliższe poznanie przerwała naczepa tira, która wjechała na mój pas ruchu.
Po tym wydarzeniu miałem pewną blokadę i opory przed dalszą jazdą - czymkolwiek, choć do strachliwych raczej nie należę. Dostałem pieniądze z OC sprawcy a samochód poszedł na graty. Jeszcze jakieś drobiazki walają się w garażu.
Trzy miesiące, dokładnie tyle dochodziłem do siebie pieprząc się komunikacją miejską i regionalną i nie wytrzymałem.
Na początku września pojechałem z moją panną do Krakowa na odcinek Tour De Pologne jako ... pasażer, haha !!!
Moją miłość zostawiłem w hostelu na rynku, myślę niech kobiecina ogarnie siebie, pokój, walizki.
Potrzebowałem ciszy, myślę spacer dobrze mi zrobi, poszedłem w boczną uliczkę (nie pamiętam nazwy), niedaleko bulwaru, parku ???
Stoi TT w pełnej serii niedaleko wyjątkowo wąskiej w zabudowie kamienicy. Podchodzę i obczajam auto w każdej możliwej płaszczyznie - fascynacja autem sprawia, że nie zauważam kierowcy w środku.
Po chwili wysiada z niej długonoga szatynka, kobieta nie wiedziała kim jestem i obawiała się opuścić pojazd - masakra!
Najlepszy jest jednak fakt iż po krótkiej wymianie zdań dowiedziałem się, że autko jest na sprzedaż. Co prawda nie miała siły perswazji odpowiadającej personie "Typowego Mirka" ale przejrzystość historii serwisowej i świadomość stanu auta zrobiły swoje, ostateczna cena była jedynie gwozdziem, który przypieczętował zakup.
Wiem, że przydługawe i większość nie lubi czytać tak dużo treści ale nic na to nie poradzę.
Wyrzuty kumpli o nieużyteczności mojej zabawki skwitowałem, krótko - "Jaraj się lub p*erdol się"!
Pozdrawiam pozytywnych wariatów.