Powracając do tematu kręcenia liczników w Niemczech - nie jest tam wcale tak idealnie, jakby się nam wydawało. Około 1/3 wszystkich sprzedawanych samochodów (na rynku niemieckim) ma korygowany stan licznika (!). Problem był na tyle duży, że - jak ktoś trafnie zauważył - od 2005 r. czyn ten traktowany jest samodzielnie jako przestępstwo/wykroczenie zagrożone karą grzywny lub pozbawienia wolności do jednego roku (dotychczas podpadało to pod oszustwo).
Nakładając na powyższe finezję polskich handlowców, którzy po sprowadzeniu samochodu i przekręceniu licznika o 100.000 km udają się do niemieckiego ASO (!) celem wymiany wycieraczek, a potem do innego (!) celem wymiany innej pierdoły, tylko po to, aby usankcjonować "nowy" stan licznika, dojdziemy do wniosku, że kupno samochodu z Niemiec przy pośrednictwie osób trzecich jest dość ryzykowne.
Dla tych co nie uwierzą jak nie zobaczą polecam reportaż Superwizjera
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kra...em,207219.html
Fakt faktem, jako że Niemcy dbają o samochody - co nawiasem mówiąc wynika z innego, bo zdrowego, podejścia do kwestii bezpieczeństwa - samochody z większymi przebiegami są z reguły i tak bardziej zadbane i mniej wytrzęsione na drogach niż nasze . Nie zmienia to faktu, że choć auto jeździ tak samo przy oszukanym przebiegu (kwestia liczby na cyferblacie jest przecież tylko stanem świadomości), to przepłacamy za odjęte kilometry. Skoro w PL jeżdzą samochody z wykazanym przebiegiem 175 000 km, tj. realnie 275 000 km a może i więcej, to znaczy, że samochody jeżdzą i mają się dobrze. Ale niepotrzebnie za nie przepłacamy.
Skoro jesteśmy przy przebiegu: TT kupione przy 4 800 km, aktualnie po 5 miesiącach 14 500 km. Trzeba się przecież nacieszyć